Nie było mnie jakiś czas, gdyż czytałam kilka pozycji na raz a w między czasie złapał mnie przestój czytelniczy. Ale za to jakie pozycje czytałam.
Jedną z nich jest debiut literacki Aleksandry Tarnowskiej o tajemniczym tytule Wniebogłos.
Wniebogłos to historia o Ryśku, który mieszka w dalekiej od cywilizacji wsi Tuklęczy, gdzie czas się zatrzymał. Gdzie zabobony i wiejskie gusła nadal mają wpływ na życie małej społeczności. Jak to wpłynie na los głównego bohatera? I czym to się skończy?
Chłopak chce bardzo śpiewać a nawet grać na jakimkolwiek instrumencie. Jego marzeniem jest bycie wokalistą w wiejskiej kapeli. Nie jest to łatwe, gdyż jego ojciec nie chce o tym słyszeć, któremu Ryśkowe śpiewanie kojarzy się ze śmiercią żony. Twierdzi, że głos i śpiew syna prowadzi ludzi do grobu. A to, że jest grabarzem, nie ułatwia chłopcu życia. Jedynie matka, później babka wierzą w to, że 12-letni Ryszard ma talent i szkoda by było, żeby go nie wykorzystał. Dzieją sie tu niezwykłe rzeczy bo przeszłość przeplata się z rzeczywistością lat 70-tych na wsi.
Wniebogłos to nowatorska klimatyczna przypowieść o chłopcu, który chciał śpiewać. Lecz los temu nie sprzyja. Choć czasem ma nad Ryśkiem pieczę.
To także powieść o trudnych relacjach miedzy ojcem a synem. Można spokojnie tu wspomnieć wręcz porównać do historii Billy Elliota.
To też jest historia o dorastaniu w małej społeczności, gdzie każdy wie wszystko o życiu mieszkańców Tuklęczy.
I co najważniejsze to historia o spełnianiu marzeń, choć czasem, przynajmniej dla niektórych nierealnych.
Aleksandra Tarnowska w tym debiucie zaskakuje tematyką i ujęciem śmierci. Pokazuje jakie było do niej podejście w latach 70-tych. Oraz w jakie rzeczy wtedy wierzono. Widać tu, że musiała mocno przebadać materiały dotyczące tematyki pieśni pogrzebowych oraz całej otoczki związanej z chowaniem zmarłych na wsi.
Nie jest to łatwa książka, którą czyta się na raz. O nie. Tutaj trzeba przysiąść, pomyśleć i czasem zrobić przerwę. Dlatego też długo Wniebogłos czytałam.
Sam styl i język książki zaskakuje, gdyż nawiązuje do mowy, której niegdyś się używało na wsi. Na początku myślałam, że korektor zaspał a później już poczułam charakter oraz klimat powieści. Czasem można się trochę pogubić, gdy nagle wspomina się o losach starszych mieszkańców Tuklęczy. Przynajmniej ja tak miałam na początku czytania Wniebogłosu. Ale i tak jestem pod wrażeniem całej tej historii. Na jakiś czas zostanie w mojej pamięci.
W skali od 1 do 6 debiut Aleksandry Tarnowskiej oceniam na 4,5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz