Jako mała dziewczynka lubiłam oglądać zdjęcia babci i słuchać opowieści o jej dzieciństwie, młodości lub o tym jak poznali się z dziadkiem. Przez jakiś czas nie chciała o tym mówić, ale im byłam starsza już coraz chętniej opowiadała o pradziadkach, swojej młodości na Pradze i Powstaniu Warszawskim, podczas którego poznała właśnie dziadka. O pradziadkach też się trochę dowiedziałam przy okazji odwiedzania grobów na Cmentarzu Bródnowskim. Właśnie w czasie takich wycieczek można było się najwięcej dowiedzieć o przodkach ze strony taty.
W Narzeczonej z Powstania rodzinną historię, opisała w swojej najnowszej powieści Magda Knedler, w której główną bohaterką jest Maria, babcia pisarki. Jest ona także poniekąd narratorem tej historii i oczywiście sama autorka, która w pewnym momencie w trzeciej osobie pisze o losach innych członków dalszej rodziny.
Marię i Rudolfa poznajemy rok przed II wojną światową, kiedy już wiadomo, że coś się szykuje w Europie. Są ambitnymi młodymi osobami, które cieszą się chwilą i powoli planują co chcą robić w życiu. Jedno i drugie zaczyna pierwszą pracę w wyuczonym zawodzie. Dodatkowo główna bohaterka należy do Pewiaczek, dzięki którym nabiera wprawy w ekstremalnych sytuacjach. Nie wie dokładnie jeszcze, że dzięki temu uniknie wiele niebezpieczeństw.
Główni bohaterowie w tej przedwojennej pięknej Warszawie przeżywają pierwsze miłości, rozterki i wszystko co napotyka młodych ludzi. I nagle wybucha wojna i rządzi się ich losami w brutalny sposób.
„I tylko to się nie zmieniło, ta miłość, jakaś dziwna, wielka. Taka, która się ponoć nie przytrafia zwykłym ludziom. Taka, która nie mija, nie słabnie, ale jeszcze się pogłębia.”
Czy właśnie dzięki miłości i naiwnej nadziei przetrwają wojenną zawieruchę, która zmieni życie Polaków wszelkiej wiary? Jak wyglądało życie w tych niezwykle ciężkich warunkach? Co się musi wydarzyć aby móc ułożyć sobie na nowo życie po okupacjach i Powstaniu Warszawskim? Na kogo można liczyć w tak niepewnych czasach? Kogo stracą i kto przeżyje te niechlubne czasy? Właśnie w tej wyjątkowej pozycji czytelnik poznaje większości bohaterów bolączki, priorytety, zawiłe losy a także skrywane tajemnice.
„Nie możesz myśleć, że to stracone lata, musisz myśleć o tym, że to było tylko twoje, wasze, że coś takiego dostałaś od losu, coś, co weźmiesz dalej. Niezapomniane doświadczenie, chwile szczęścia, pamiątka. Nie każdy ma tyle szczęścia, by przeżyć wielką miłość. A ty przeżyłaś. Miłość się zresztą wcale nie skończyła, nadal trwa, a to jest wartość sama w sobie.”

„Bo jak można ocaleć, kiedy płonie całe miasto.”
„Czuła, że ich zawiodła, że zawiodła swoje miasto i właśnie tam powinna być. Z drugiej strony - działała na własnym terenie, w miejscu, które znała i gdzie mieszkała od zawsze. Chciała je bronić, ocalić świat swojego dzieciństwa.”
Narzeczona z powstania Magdy Knedler to niezwykle ważna opowieść o losach Warszawiaków podczas wojny i Powstania Warszawskiego, a także o ich losach po wszystkim. Autorka bardzo dokładnie i przejmująco opisuje wydarzenia, które faktycznie działy się ponad 70 lat temu. Ukazuje to przez rytm książki i dokładną charakterystykę postaci.
Rytm, który dopasowany jest do tego się dzieje w danej chwili. Gdy jest bombardowanie stolicy tempo jest szybkie, przerywane, krótkie, nerwowe. Natomiast przy opisach wsi jest spokojne, łagodne jakby nie z tego wojennego świata. A bohaterowie książki z krwi i kości, i ich losy opisane z detalami, są tak niesamowicie realni, że czytelnik razem z nimi czuje, przeżywa i płacze. A język użyty przy tym jest przepiękny i bardzo plastyczny i przejmujący. Wręcz przenikający duszę czytelnika.
„Nie wiem , jak można jeszcze wierzyć w Boga ale ludzie jakoś wierzą i należy to uszanować.”
W Narzeczonej z powstania widać kunszt pisarski Magdy Knedler i jej duży wkład w weryfikowaniu wielu faktów historycznych. Brawo dla autorki za pokazanie realizmu działań bohaterskich podczas Powstania Warszawskiego. Bo tak opisanej historii o losach mieszkańców stolicy i samej Warszawy to już dawno nie czytałam.
I nie, to nie jest żaden romans z historią w tle. To opowieść o losach ludzi, którzy marzyli o spokoju, wolności i zwykłym życiu. I których wojna zaskoczyła swoją brutalnością, niesprawiedliwością i niepewnością.
„ Mogli się cieszyć, że przetrwali i mają jakąś przyszłość przed sobą, ale dobrze rozumieli, że wszystko, co zbudują, co osiągną, czego doświadczą , powstało na tragedii, utracie i śmierci.”
„Wojny nie można wyrzucić z głowy.”
Bardzo dziękuje pisarce za przywołanie pamięci bohaterów tych wydarzeń a także za ukazanie realizmu życia w wojennych oraz powstańczych czasach. Teraz jeszcze bardziej rozumiem słowa swojej babci „ ja już się za Was wszystkich namodliłam.”
Moim zdaniem, ta pozycja powinna należeć do kanonu lektur powojennych. I wcale z tym nie przesadzam. Jestem pod dużym wrażeniem, czasem owszem, musiałam robić przerwy w czytaniu aby odetchnąć od ogromu emocji zawartych w powieści. Ale warto było przypomnieć sobie o tych wydarzeniach, aby nie popełniać błędów. Bo wiadomo Polak mądry po szkodzie. I po to się o tym uczymy lub czytamy, aby cieszyć się wolnością i swobodą i nie pozwolić nikomu wrócić do starych niesprawiedliwych czasów.
„Bohaterstwo jest piękne, ale dobrze, żeby jeszcze z niego coś wynikało.”
Dziękuje wydawnictwu MANDO za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Książki tego rodzaju bardzo lubię i sobie cenię, więc na pewno ten tytuł trafi w moje ręce.
OdpowiedzUsuń