Mój pierwszy kontakt z literaturą Anny M. Brengos padł na debiut pisarki czyli Scenariusz Życia. Co ciekawe poznałam autorkę kilka lat temu nie wiedząc, ze jest pisarką - cała ja. Przegadałyśmy wtedy pół wieczoru.
Pierwsza książka Anny M. Brengos przedstawia niby zwykłą historie o zdradzonej żonie i w związku z tym różnych jej perypetiach życiowych.
A tak naprawdę jest to manifest każdej kobiety i zdradzonej i nie zdradzonej …. Można by było tak długo wymieniać. Na pewno niedocenionej oraz stłamszonej przez najbliższych.
Główna bohaterka to Marta , która odkrywa , że mąż ja zdradza i szlag ją jasny trafia. W chwili kłótni małżeńskiej Boguś rzuca wielkopomny tekst, ze mogłaby scenariusze pisać… A że ten pomysł w pewnym momencie trafia na podatny grunt, to potem wiele niezwykłych rzeczy się dzieje. Bowiem Marta to ambitna osóbka z fantazją, która w tym życiowym zawirowaniu odkrywa , że odzyskała wolność w każdym tego słowa znaczeniu. W związku z tym musi przewartościować swoje Życie.
„Życie to zbyt cenna wartość, żeby sobie nią niefrasobliwie szafować. Jaki musiałabym mieć powód do podjęcia takiej decyzji? Jak silny musiałby być bodziec, który mógłby mnie pchnąć do takiego pomysłu? Czy istnieje potencjalnie jakieś ogromne cierpienie, które choćby hipotetycznie chciałabym przerwać w ten sposób? Może tak, nie wiem, nigdy nie cierpiałam aż tak bardzo. A teraz? Czy cierpię? Oczywiście, że dotkliwie odczuwam doznaną zdradę, ale przecież, na miły Bóg, puszczanie się faceta w fazie andropauzy nie przesądza o życiu...”
I zacząć żyć dla siebie i spełniać swoje marzenia.
„Po przekroczeniu swojej dotychczasowej granicy trzeciego wymiaru nabrałam przeświadczenia, że nie muszę już niczego nikomu udowadniać. Ani że jestem dobrym pracownikiem – wszak zarabiałam na swoje uznanie przez trzydzieści lat, ani że jestem dobrą matką – w końcu moje pisklę wyfrunęło z gniazda, może czas odciąć pępowinę, ani że jestem dobra babcią – okej, nadal nią będę, ale na mniejszą część etatu – wszak mój wnuk ma dwoje rodziców i dziadka. Na pewno nie muszę nikomu udowadniać, że jestem dobrą żoną.”
Marta dochodzi do takiego momentu, w którym zaczyna powoli kierować swoim życiem i wyborami. Czy życie ma być jednym wielkim kompromisem. Dlaczego się na to my kobiety godzimy? Co musi się wydarzyć aby zrozumieć z czego się w imię miłości i stabilizacji rezygnuje?
„Może jak się już raz zejdzie z utartej ścieżki, to później łatwiej o kolejne. A może ja nie szukam nowych dróg i nowych widoków, tylko wypadłam z torów i jestem wykolejona? Może dojrzała kobieta nie powinna porzucać znanych duktów? Może. Ale przyznaj sama, że choć nie ma gwarancji, że bezpiecznie zajdziesz gdzie chcesz, to na nowych drogach odkrywasz nie tylko inne widoki, ale i świeże emocje. Poza tym, chodząc wciąż tymi samymi drogami, dochodzi się wciąż w te same miejsca. A mnie się nie podobało tu, gdzie byłam. A byłam nie tyle w aucie, co na oucie. W każdym razie na out swojego życia wyrzucił mnie mój własny były mąż. MÓJ mąż wyrzucił mnie na out MOJEGO życia."
Sama forma powieści jest trochę zaskakująca, bo rzadko się teraz zdarzają historie opowiadane w pierwszej osobie. Tutaj to nie przeszkadza, wręcz odwrotnie bo pomaga zrozumieć główną bohaterkę oraz jej podejście do nowej sytuacji. Dużego smaku dodaje prześwietne ironiczne czasem absurdalne poczucie humoru i zdrowy dystans do siebie. Dzięki temu też do końca czytelnik kibicuje Marcie w jej poczynaniach i zmierzaniu do celu szczęśliwego spełnionego życia czy po prostu radości z życia. Tu zostały bardzo dogłębnie przedstawione prawdy małżeńskiego bytu przyjaźni i nie tylko . Bowiem gdyby nie wsparcie przyjaciółki, trochę jak u Joanny Chmielewskiej, nic by się w życiu Marty nie wydarzyło.
Już w pierwszej powieści widać, że pisarka ma świetny warsztat obserwacji oraz opisywania takich sytuacji.
Charakterystyczni bohaterowie oraz wartka akcja tez dodają tej historii wyjątkowości.
Ja jestem pod wrażeniem, że w tak prostej oraz dowcipnej formie można zawrzeć największe prawdy o życiu kobiety w społeczeństwie.
Uwaga na głośne wybuchy śmiechu ! Lepiej nie czytać w komunikacji publicznej. Ja się z dobrych kilka razy popłakałam ze śmiechu . Jak dla mnie rewelacja .